Kresowianka spod Lwowa Irena Żyłka, dziś mieszkanka Bielska-Białej, obchodziła setne urodziny. Z tej okazji wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Bielsku-Białej Konrad Łoś przekazał jej życzenia, kwiaty oraz nagrodę od bielskiego samorządu.
Jubilatka urodziła się 27 listopada 1925 roku na terenie dawnych Kresów - w Borysławiu, w dzielnicy Ratoczyn, Pierwsze lata życia upływały jej w zdrowym, pięknym otoczeniu natury, co miało znaczący wpływ na rozwój jej wrażliwości i talentów. Pasją młodej dziewczynki było czytanie, nauka i śpiew. Bardzo lubiła występować w szkolnych przedstawieniach. Niestety los nie szczędził złych doświadczeń. W wieku dwóch lat Irena straciła matkę, a ojciec walczący w pierwszej wojnie światowej - na której stracił nogę - jako inwalida nie mógł pracować. Córkę wychowywał surowo, nie pozwalał na rozwijanie jej zainteresowań.
Początek drugiej wojny przyniósł Kresom okupację - najpierw niemiecką, potem rosyjską i zburzył dotychczasowe życie, przerwał naukę w Gimnazjum Kupieckim. Jako nastolatka Irena zmuszona była do podejmowania różnych prac dorywczych i pomagała ojcu w prowadzeniu domowego sklepiku. Kiedy po raz kolejny dzieje historii i traktaty międzynarodowe zmieniły granice Polski, pani Irena z rodziną w 1945 roku wyjechała z ZSRR i w bydlęcych wagonach, wraz z innymi repatriantami, przemierzała Polskę. Najpierw udali się do Elbląga, a później przez Gdańsk, Szczecin aż do Bielska.
Pani Irena, wówczas 20-letnia, zdecydowała się na poszukiwania lepszego życia w Wałbrzychu, gdzie oferowano pracę i mieszkanie. Tam znalazła zatrudnienie w Spółdzielni Spożywców i poznała przyszłego męża – Jana, z którym zawarła ślub w 1947 roku. W 1951 roku urodziła pierwszego syna Andrzeja. Trudne warunki egzystencjalne doprowadziły do tego, że ojciec sprowadził ją i jej rodzinę do Bielska. W bardzo trudnych warunkach bytowych w 1953 roku przyszedł na świat drugi syn Zdzisław. Kiedy mąż znalazł pracę w Bielskim Przedsiębiorstwie Instalacji Sanitarnych, przeprowadzili się do mieszkania zakładowego i tam też w 1961 roku została matką syna Leszka.
Rodzinie w owym czasie żyło się bardzo ciężko. Irena nie pracowała, zajmując się domem i wychowaniem dzieci i pomagając mężowi w dodatkowych, dorywczych pracach. Udało jej się zatrudnić w Zieleni Miejskiej, ale praca okazała się ponad jej siły i musiała z niej zrezygnować. Po latach zaoferowano jej pracę w przedszkolu, do którego uczęszczał najmłodszy syn i tam przepracowała jako pracownik socjalny 10 lat.
Ze względów zdrowotnych musiała przejść na rentę. Życie obfitujące w trudy i kłopoty nauczyło ją pokory, cierpliwości pracowitości, uczynności wobec innych. Żyjąc skromnie wychowała trzech synów i czworo wnucząt, doczekała się prawnuczki. Nie skarżąc się dzielnie znosiła wszelkie niedogodności, pozostając wspaniałą żoną, matką i teściową. Rodzina mówi o niej: Kresowianka spod Lwowa, którą szlifowało życie.
Od 98. roku życia z uwagi na wiek i trudności w samodzielnym funkcjonowaniu przebywa pod opieką syna Leszka i synowej Ewy. Jubilatka jest osobą bardzo wrażliwą, spokojną i choć życie nie umożliwiło jej rozwinięcia uzdolnień, do dzisiaj cechuje ją pogodne usposobienie. Jak na swoje lata dysponuje doskonałą pamięcią i kondycją psychiczną. Jej mądrość życiowa i pokora zasługują na szacunek i uznanie.

