Kurtyna opada, pytania zostają

Autor: Maria Trzeciak

Na zdjęciu trzej panowie stoją, widoczne osoby na widowni
fot. Marta Radwaniak

Przy okazji spotkania promującego książkę Teatr Apollina i jego muz. Tom drugi. Kronika dziesięciolecia Teatru Polskiego w Bielsku-Białej jej autor - profesor Andrzej Linert - odsłonił nieco swoje prywatne oblicze. Skłonił go do tego prowadzący spotkanie redaktor tomu Janusz Legoń, z zaciekawieniem przysłuchiwał się opowieściom profesora dyrektor TP Witold Mazurkiewicz i zgromadzona na Małej Scenie publiczność.

 

Andrzej Linert, powszechnie znany badacz dziejów teatru oraz polskiego życia teatralnego, autor monografii kilku scen obecnego województwa śląskiego i aktorskich biografii, wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego (lata pracy w Zakładzie Książki i jej Funkcji w Komunikowaniu Społecznym Instytutu Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa UJ), pisze o bielskim teatrze, ponieważ jest bialaninem.

 

Białka, mama, wiersze i bobsleje

Urodził się w 1944 roku w Komorowicach. Na prawym brzegu Białki stał tam drewniany, gotycki kościół, ojciec Linerta był w nim organistą.

- Powiada legenda, że jednej nocy diabeł przeniósł ten kościół z lewego brzegu na prawy. Myślę, że to nie jest niemożliwe. Białka mogła zmienić bieg. Pamiętam z dzieciństwa, jak wylewała. Nie była regulowana, tak jak jest teraz. Chodziła sobie wszędzie, gdzie mogła, zabierała co chciała – wspominał profesor.

W czasach PRL kościółek przeniesiono do skansenu w Woli Justowskiej. Zanim tam spłonął, nakręcono w nim finałową scenę Potopu – rehabilitację pana Kmicica przez wracających z wojny Butrymów i drżące wyznanie Oleńki: Jędruś, ran twoich niegodnam całować.

 

Legoń: Rozumiem, że Andrzej jako imiennik Kmicica bardzo lubi to zdanie.

 

Kończył liceum im. Adama Asnyka w Bielsku-Białej. Jak zwykle bywa, to właśnie ten czas pchnął go w stronę teatru. Profesor Kopeczek był znakomitym polonistą. Kiedyś przyniósł na lekcję wiersz Lalka Syrokomli.

- I mówi: czy ktoś mi to przeczyta? Przeczytałem, a on pyta: tyś się tego uczył już? Nie. Ale znałeś? Nie. Wtedy przyniósł wiersze współczesnych poetów, m.in. Różewicza, i też kazał mi czytać. Jak się przekonał, że nie mam z tym problemu, to później zabierał mnie na swoje odczyty w Domu Kultury w Białej, na rynku. On miał wykład problemowy, a ja czytałem wiersze. I tak to się zaczęło.

 

Ale było nie tylko czytanie wierszy. Na jednym z zaprezentowanych podczas spotkania slajdów widać było młodego człowieka ubranego w sutannę i kobietę, w której Legoń rozpoznał mamę profesora Matyldę Linert.

- To było parafialne przedstawienie na jubileusz księdza proboszcza, mama mnie poprosiła o fotografię w tym stroju – wyjaśnił profesor.

- Aaaaa, czyli ten ksiądz to ty! – zorientował się Legoń.

 

Nawiasem, o wojennej działalności swojej matki, która przez kilka lat dostarczała przeznaczoną dla więźniów Birkenau żywność i ciepłą odzież, Andrzej Linert dowiedział się dopiero po jej śmierci, z dokumentów. Potem odkrył, że mama, absolwentka przedwojennego kursu przysposobienia wojskowego kobiet, pracowała dla AK-owskiego podziemia. Napisał o tym w wydawanym przez Muzeum Auschwitz-Birkenau piśmie Memory.

Dziś Matylda Linert jest patronką jednej z bielskich ulic – między Obszarami a Komorowicami. Wnioskowały o to Rada Osiedla Komorowice Krakowskie oraz Stowarzyszenie Komorowice. O jej życiu i dokonaniach można przeczytać na stronie https://komorowice.pl/656-ulica-matyldy-linert-bedzie-wniosek-do-prezydenta.

 

Prócz teatru w czasach licealnych pociągał Linerta także sport. Konkretnie modne wówczas bobsleje. Zjeżdżając trzeci raz z Gubałówki walnął w świerk. Znalazł go TOPR-owiec, sprowadził pomoc.

- Zawieźli mnie do szpitala, ale tego dnia było tylu połamanych, że nie wiedzieli, co ze mną zrobić. I położyli mnie na porodówce. Siostra mnie wtedy nie znalazła, chociaż jej powiedzieli, że tu byłem. Na drugi dzień przyjechała szukać dalej. W końcu jej powiedzieli, żeby poszła na porodówkę. Leżałem na korytarzu. Zobaczyła mnie i nagle słyszę taki spazmatyczny krzyk: Andrzej, ty świnio, czy ty już nie wiesz, gdzie masz leżeć?

 

Kolejne slajdy i kolejne pytania przeprowadziły profesora Linerta przez autentyczne góralskie wesele w Zębie (ożenił się mieszkającą po sąsiedzku piękną dziewczyną, z którą do dziś tworzą szczęśliwą parę), spotkania z wielkimi i wspaniałymi ludźmi teatru (m.in. z aktorką bielskiego Teatru Polskiego Anna Sobolewską, bardzo barwną postacią, słynną m.in. z tego, że grając Babcię w Tangu Mrożka, zasnęła na katafalku), współpracę z twórcą Instytutu Kultury UJ Emilem Orzechowskim (cudownym człowiekiem) – aż do pocztówki z początku XX wieku przedstawiającej StadtTheater Bielitz.

 

Mit bielskiego teatru

- Jesteś człowiekiem, któremu zawdzięczamy najwięcej, jeśli chodzi o wiedzę o historii teatru w Bielsku – zwrócił się do profesora Janusz Legoń i zapytał: - Co powinniśmy pamiętać, kiedy ktoś nas zapyta, co jest takiego szczególnego w historii tego teatru? Jaki jest jego mit?

 

Otóż, jak mówił Andrzej Linert, zalążkiem mitu może być działalność Towarzystwa Teatru Polskiego, które w dwudziestoleciu międzywojennym podejmowało starania, by niemiecki teatr repertuarowy, ze stałym niemieckim zespołem, udostępniał swoją scenę polskim przedstawieniom (amatorskim i impresaryjnym) – najpierw raz, potem dwa, wreszcie trzy razy w tygodniu. Z czasem w TTP zrodziła się koncepcja stworzenia w mieście stałej sceny polskiej i wyłącznie polskiego zespołu teatralnego. Żeby wystawiał własnymi siłami różnego rodzaju przedstawienia w miejskim teatrze: Dla dzieci, młodzieży szkolnej, przedstawień ludowych, wodewili, dramatów, operetek, oper, by drogą takich widowisk zjednywać dla kultu polskiej sztuki teatralnej jak najszersze warstwy społeczne.

 

- I zaczyna się bardzo ciekawy proces. Grupa uzdolnionych i zaangażowanych ludzi organizuje zespół na bardzo dobrym poziomie artystycznym. Jednym z jego współtwórców był Władysław Koterbski, ojciec Marii Koterbskiej, który odpowiadał za stronę muzyczną – opowiadał badacz. - Początkowo nie mają sali, ale w 1935 roku przenoszą się do budynku teatru. I są coraz mocniejsi. Nie występują pod hasłem teatr polski, tylko jako sekcja dramatyczna. Ale najlepszym dowodem tego, jak działała ta sekcja, jest fakt, że posiadam w domu 80 programów Towarzystwa Teatru Polskiego.

 

Swoją obecność w życiu teatralnym Bielska i Białej w latach międzywojennych silnie zaznaczały również teatry żydowskie. Linert prowadził pionierskie badania i w tej dziedzinie; ich owocem jest książka Teatr w kręgu Ha-Szacharu. Z kroniki żydowskich występów teatralnych w Bielsku i Białej w latach międzywojennych.
- To pierwsze poważniejsze opracowanie o życiu kulturalnym Żydów w naszym mieście – stwierdził Legoń.

Można tam wyczytać, że dwukrotnie – w 1930 i 1930 roku – gościł w Bielsku moskiewski teatr Habima z przedstawieniem Dybuk Szymona Anskiego w reżyserii Wachtangowa. W rozmowie wypłynęła wtedy sprawa wielokulturowości naszego miasta i wynikającej z niej – według niektórych historyków – otwartej, tolerancyjnej postawy mieszkańców. Postawy, którą – zdaniem dyrektora Witolda Mazurkiewicza - bielszczanie cechują się również dzisiaj, czego dowodem jest ich reakcja na Diabły Mai Kleczewskiej.

- Twórcy spodziewali się konfrontacji na widowni, tymczasem nic się nie stało. Mało tego, spektakl jest przyjmowany przez publiczność z mądrym entuzjazmem. Bo bielszczanie są świadomi i przygotowani do odbioru tej sztuki – uznał Mazurkiewicz.

 

- To by się zgadzało – podchwycił Linert. – Także na tym polega mit bielskiego teatru. Tamten czas zdefiniował charakter komunikacji z widzami - szerokiej, obejmującej różne punkty widzenia, tolerancyjnej. Ona wtedy się objawiła i trwa do dzisiaj. I to nas jakoś definiuje.

- Przez wiele lat upowszechniałem ten pogląd, ale dzisiaj drażni mnie, że mówimy ciągle o tym tolerancyjnym Bielsku. Z rozważań historyków to przeszło już do podręczników i ulotek marketingowych i stało się nieprawdziwe – zaprotestował Legoń. - Mówimy o tym mechanicznie. Dlaczego Towarzystwo Teatru Polskiego musiało się przez wiele lat starać o dostęp do sceny? A wcześniej tak naprawdę w ogóle nie było polskiego życia kulturalnego w Bielsku? Opowiedz, jak to wyglądało też od strony konfliktu, bo to przecież nie była słodziutka hollywoodzka bajeczka.

- Zapominamy o tym, że Bielsko przez kilkaset lat nie miało polskiej administracji. Tu był Śląsk (- Austriacki – nie omieszkał uzupełnić Legoń.), nie było polskich struktur państwowych, kulturalnych, instytucjonalnych. Dopiero wraz z napływem polskiej ludności urodziło się polskie życie teatralne. Ci wszyscy ludzie, którzy tworzyli sekcję dramatyczną, tutaj przyjeżdżali. Oni dopiero musieli wywalczyć dla siebie nowe formy działania – wyjaśniał Linert.

 

Niestety, po wojnie w polskim już Bielsku stosunki teatralne nie bardzo się poprawiły. Sekcja dramatyczna, choć od 1945 roku była gospodarzem teatru, musiała konkurować o scenę z zespołem Teatru Polskiego, decyzją władz centralnych powstałego… w Cieszynie (ta historia warta jest dokładnego przestudiowania). W efekcie sekcja najpierw została przeniesiona do Domu Żołnierza, a w 1949 roku została administracyjnie rozwiązana. Dlaczego? – dopytywał Legoń.

- Zbliżał się stalinizm. Tego rodzaju zespoły nie miały racji bytu. Szukano pretekstu. I pretekst się znalazł – było nim wystawienie w Bielsku sztuki pod tytułem Nur für Deutsche.

Tu Andrzej Linert przytoczył opowieść ówczesnego kierownika literackiego teatru Zdzisława Marii Okuljara: Wiesz, wymyśliłem sobie, że wieczorem nakleimy na wszystkich słupach plakaty z Nur für Deutsche. Ludzie wyjdą rano i będą się pytać, co jest? Jakie Nur für Deutsche? I przyjdą do teatru.

 

To w nas tkwi

Uczestnicy dyskusji próbowali też rozstrzygać kwestie mniej uchwytne niż historyczne fakty, na których zazwyczaj w swojej pracy opiera się profesor - miłośnik obiektywnej metody naukowej. Legoń pytał o odpowiedzialność historyka za przetrwanie w ludzkiej pamięci wybitnych spektakli i kreacji aktorskich, Linert odpowiadał, że nie wierzy, by rzecz, która wstrząsnęła widzami, mogła bezpowrotnie zniknąć:

- Teatr to jest komunikacja, wymiana myśli podana w formie artystycznej. To nie jest tak, że to się dzieje, płynie jak rzeka, a potem koniec. To zostaje w człowieku, to w nas tkwi. Artyści, aktorzy to czują. Wiedzą, że przez taką rolę będą istnieć zawsze. Oni zejdą ze sceny, kurtyna opadnie, budynek teatru zostanie zniszczony, ale zostanie świadomość tego, że kiedyś artysta, pytając: To be or not to be, pytał o rzeczy, których nie umiał rozwiązać. Te pytania wciąż w nas trwają, nakłuwają naszą beztroskę, zbytnią tolerancję dla zła. A to wymaga odwagi. Jest niezwykle ważne, aby teatr był odważny i w naszym imieniu mówił czasami to, na co my się nie możemy zdobyć, bo nie mamy tyle odwagi. I co, kurtyna spadła i już? Nie, pytania zostają.

- Gdzieś tam wiszą – przyznał Legoń.

 

Książki

Lista publikacji Andrzeja Linerta jest bardzo długa (wystarczy zajrzeć do załącznika), ale do najważniejszych należą te o bielskim teatrze - dzięki miłym niedyskrecjom biograficznym w trakcie spotkania już wiemy, dlaczego badacz zajął się właśnie tym tematem.

Bielski kanon twórczości Linerta tworzą Teatr Polski w Bielsku Białej 1945-2000 z roku 2001 oraz Teatr Apollina i jego muz - opublikowana w roku 2015 część pierwsza i właśnie wydany tom drugi. Oprócz tych trzech tomów fundamentalne są artykuły w Zaraniu Śląskim o Towarzystwie Teatru Polskiego przed i po wojnie, Teatr Ha-Szacharu oraz książki o ważnych postaciach: Rudolf Luszczak 1902-1992 i Andrzej Uramowicz (ta ostatnia to księga jubileuszowa pod redakcją Andrzeja Linerta).

Na zdjęciu okładka książki

Najnowsza rzecz - Teatr Apollina i jego muz. Tom drugi. Kronika dziesięciolecia Teatru Polskiego w Bielsku-Białej - omawia produkcje Teatru Polskiego w Bielsku-Białej z lat 2015-2025, tym samym doprowadzając historię bielskiego życia teatralnego niemal do dziś – ostatnim opisywanym spektaklem jest Iwona, księżniczka Burgunda Gombrowicza w reżyserii Leny Frankiewicz. Wydano ją jako 31. pozycję w serii Biblioteka Bielska-Białej (podobnie jak poprzednie książki stanowiące bielski kanon – można o nich poczytać tutaj: https://archiwum.bielsko-biala.pl/seria-wydawnicza-biblioteka-bielska-bialej).

Książka jest ważnym elementem świętowanego w tym roku 135-lecia powstania teatru w naszym mieście - oraz 80. rocznicy działalności Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Dla teatromanów z Bielska-i Białej zakup obowiązkowy.

Na zdjęciu Andrzej Linert, obok plakat jubileuszowy

 

Notka biograficzna

Andrzej Linert urodził się 25 sierpnia 1944 r. w Bielsku-Białej w rodzinie nauczycielskiej. Jest absolwent bielskiego LO im. Adama Asnyka, studia polonistyczne kończył w WSP w Katowicach. Pracę magisterską pt. Rola reżysera i aktora w interpretacji Dziadów Adama Mickiewicza obronił w 1969 r. na Uniwersytecie Śląskim (w marcu 1968 r. jako przewodniczący zrewoltowanych studentów filologii polskiej brał udział w ich rozmowach z wojewódzkimi władzami politycznymi w Katowicach), doktoryzował się w 1977 r. na Uniwersytecie Łódzkim na podstawie dysertacji Życie teatralne Katowic w latach 1945-1949. W 1999 r. habilitował się na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu jagiellońskiego na podstawie książki Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach 1949 - 1992. Od 2013 roku profesor nauk humanistycznych.

Pełnił funkcję kierownika literackiego Teatru Lalek Banialuka w Bielsku-Białej, Śląskiego Teatru Lalki i Aktora Ateneum oraz Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Długoletni kierownik Zakładu Książki i jej Funkcji w Komunikowaniu Społecznym w Instytucie Informacji Naukowej i Bibliotekoznawstwa na Wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej UJ.

Jest autorem około dwudziestu książek dotyczących dziejów życia teatralnego na Górnym Śląsku, w Zagłębiu Dąbrowskim i na Podbeskidziu – sześć książek poświęcił życiu teatralnemu w Bielsku-Białej, i około 150 tekstów naukowych i popularno-naukowych. Jego badania obejmują też kwestie twórczości artystycznej i występów teatralnych w obozie Auschwitz-Birkenau czy teatru dipisów w Lubece. Jest także autorem rozrachunkowego opowiadania Strzelec śląski, opublikowanego na łamach Książnicy Śląskiej.